Obóz szkoleniowy, j. Powidzkie, 1999:

Ostatni obóz w XX wieku. Czuło się nieuchronny obrót koła historii. To był ostatni obóz, gdzie królowały dwuwężowe automaty i dwubutlowe zestawy P-22. Patrząc na zdjęcie widoku obozu klubowego w Giewartowie w 1999 roku ma się wrażenie, że mieliśmy ambicje zmieścić jak najwięcej na jak najmniejszej przestrzeni. Może to konieczność zacieśniania więzi a może przerażała nas przestrzeń jeziora. Było w każdym razie ciasno, „tylko” dwadzieścia pięć osób na kursie podstawowym. Było też wesoło, aż do przesady, do tego stopnia, że rozstaliśmy się z naszym kolegą, człowiekiem- legendą klubu, stojącym na  progu kariery instruktorskiej. Obóz ten przeszedł też do historii z racji uczestnictwa oddziału strzelców, którzy podnosili u nas swoje kwalifikacje w drodze ku zawodowej służbie wojskowej. To był zespół, który nazywany był w klubie militarystami. Dziewczyny i chłopcy o nieprzeciętnej sprawności fizycznej. Szczególnie dziewczyny wzbudzały podziw, gdy dla treningu ćwiczyły wyciskanie z użyciem zestawów butlowych zamiast sztangi.

Na obozie, jak chyba co roku, nie ominęła nas impreza w rodzaju światło i dźwięk, czyli burza z piorunami, która była nową świecką tradycją klubowych obozów. Tym razem doszło oberwanie chmury, jakiego nie było nigdy wcześniej. W namiotach położonych wyżej woda stała po kostki, do namiotów położonych niżej można było pływać pontonem. Drogą od pałacu płynął taki strumień, że małe namioty, które stały na jego drodze, wypełniały się po sufit wodą i spływały do jeziora.