Czeska majówka, 1-4 maja 2014.

Dzień 1. Bladym świtem w składzie pomniejszonym niestety o 4 osoby wyruszyliśmy na długo oczekiwaną wyprawę do Czech. Nasz cel to kamieniołomy w Górach Złotych (Rychlebskich). Do kwatery w Jeseniku docieramy  wczesnym popołudniem. Część grupy zwiedza jaskinię. Późniejsze popołudnie upływa nam na zwiedzaniu miasta a przed zachodem słońca zdążamy pobieżnie zlustrować dwa kamieniołomy- Lom Rampa i Lom Jana Vycpalka. Przy okazji dowiadujemy się od miejscowych, że Polacy strasznie śmiecą. Chcąc zadać kłam tym słowom przetrząsamy krzaki w poszukiwaniu rdzennych czeskich śmieci. Niestety wszystkie puszki po piwie, flaszki, słoiki po musztardzie i opakowania po chrupkach są „made in Poland”. Wstyd. Na szczęście pogoda ładna, dzieci grzeczne, a gospodarz Czech minimalnie irytujący.

Dzień 2. Jedziemy nurkować w Vycpalku. Kamieniołom bardzo „romantyczny”. Podjazd samochodem praktycznie na sam brzeg. Warunki pod wodą nie rozpieszczają. Widoczność około 1 metra. Brudno. Światło latarki szybko ginie w mroku. Ci co znaleźli na dnie wędkę mogą chociaż macać przed sobą drogę jak ślepcy z obrazu Bruegela. Największa znaleziona głębokość 13,6m. Po nurkowaniu pieczenie kiełbasek nad ogniskiem. Pogoda piękna i słoneczna. Dzieci umiarkowanie grzeczne. Pomimo tego gospodarz Czech chyba za nimi nie przepada i twierdzi, że powinny płacić 2 razy więcej niż dorośli. Nie wolno opierać rowerów o ściany domu i bawić się kamyczkami z podjazdu- rygor gorszy niż na obozie.

Dzień 3. Potrzebujemy odmiany. Jedziemy do Svobodnych Hermanic. To całkiem blisko- tylko 60 km. Widoczność super. Sam kamieniołom mniej fajny niż np. Zakrzówek. Długa kiszka- nie ma szans żeby nie spotkać wszystkich płynących w stronę przeciwną niż my. Na szczęście tłumu pod wodą nie ma. Spotykamy nurka reabreatherowego, który nie dość że płynnie mówi po polsku, to jeszcze twierdzi, że przed 15 laty był na obozie Wandy w Giewartowie. Szkoda że nie mamy ze sobą żadnego zaproszenia na rocznicę. Pogoda się psuje. Dzieci jak to dzieci. Czech zaczyna nas porządnie irytować.

Dzień 4. Mglisto, pada, zimno. Jedziemy na samochodowo- rowerową wyprawę do pozostałych kamieniołomów lokalnych. Na początku Lom Stachlovice. Wygląda całkiem miło. Dwa potencjalne zejścia do wody. Lina z bloczkiem do zjazdu zawieszona nad kamieniołomem. Fotele samochodowe na brzegu aby odpocząć. Widoczność ok. 1,5m sprawdzona osobiście z niemałym poświęceniem przez Hermola.  Kilkaset metrów na północny- wschód Lom Kaolinka. Bajoro w starym wyrobisku glinki porcelanowej. Widoczność około 30cm a chwilami mniej. Do nurkowania nadaje się wyłącznie czysto teoretycznie. Kolejny kamieniołom to Rokliny. Szlaban, zakaz wstępu, znaczy się że jesteśmy na dobrej drodze. Niewielki kamieniołom z pionowymi ścianami. Wejście do wody a tym bardziej wyjście bez zabezpieczenia linowego wydaje się ryzykowne. Trochę rozczarowani zatrzymujemy się w Cernej Vodzie na obiad, a następnie odwiedzamy jeszcze Lom Arcibiskupsky. W kategorii romantyczności i malowniczości punktacja  10/10. Dla nastawionych szczególnie romantycznie miękka podściółka z mchu. Wejście do wody trudne, możliwe chyba tylko z jednego miejsca. Zakazy kąpieli wywieszone w dwu miejscach. W drodze powrotnej chcemy jeszcze oglądać jaskinię, ale” listky wypredane” jak to mawiają tubylcy. Dzieci szaleją. Czech nie chce oddać części kaucji. Wieczorem wpisy, pieczątki i „nocne Polaków rozmowy”

Dzień 5. Dzień wyjazdu. Wstajemy wcześnie rano aby nie spotkać już naszego Czecha. Zeskrobujemy lód z rowerów i samochodów. Odnotowujemy przypadek ospy. Pakowanie i szybkie śniadanie. Po drodze do domu zaliczamy Hermanice. Kiedy wchodzimy do wody świeci słońce. Kiedy wychodzimy też. Dzielimy się czekoladą (oczywiście jak to w Czechach Studentską) i ruszamy w drogę do domu.

Zdjęcia: Paweł Roginiewicz, Marcin „Salsa” Dawidowicz,  Piotr Pędzisz i być może jeszcze ktoś.