Solina, pod lodem – 1983

Gdzieś na początku lat osiemdziesiątych nawiązaliśmy kontakt z grupą nurkujących harcerzy, którzy pracowali też jako ratownicy WOPR na Solinie. To była grupa z polotem. Zapraszali nas do siebie – do Jawora na Solinę a my chętnie korzystaliśmy z zaprosin. Nie pamiętam dlaczego, ale przyjeżdżaliśmy zawsze zimą. Wyjazdy były parodniowe. Dojazd był uciążliwy. Pociągiem jechaliśmy do Przemyśla (wioząc butle i cały sprzęt). W zimie, pociągi do Ustrzyk przez ZSSR nie jeździły, ale WOPR-owscy podstawiali nam samochód na dworzec w Przemyślu i stamtąd bezpośrednio jechaliśmy na miejsce. Trudy podróży rekompensował fantastyczny widok zamarzniętego zalewu i ośnieżonych gór. Nocowaliśmy w „woprówce” na Jaworze. Było to urokliwe miejsce charakteryzujące się sporymi ubytkami w dachu, za to dające piękny widok z łóżka na nieboskłon i konstelacje gwiezdne. Gdy chodziła nagrzewnica dało się wytrzymać, ale gdy gasła, a zdarzało się to nocą, natychmiast temperatura spadała grubo poniżej zera. Wyjazd z którego pochodzą prezentowane zdjęcia miał miejsce, gdy akurat nie było dużego mrozu, na dodatek lód był słaby i groził załamaniem. W celach bezpieczeństwa, gdy chodziliśmy na drugi brzeg do gospody na skróty, przez zamarznięte jezioro, każdy niósł deskę albo żerdź trzymetrowej długości. Wyobrażaliśmy sobie, że  w monecie załamania lodu żerdź zatrzyma się na krawędzi przerębli. Szczególnie nocne powroty z knajpy przez jezioro z tymi żerdziami były wesołe.