Solina, podlodowe 1984

W roku 1984, w marcu, sami zorganizowaliśmy wyjazd nad Zalew Soliński. Wybraliśmy miejsce niedaleko Polańczyka mając nadzieję, że uda nam się zrobić przerębel nad miejscem, gdzie przed zalaniem była wieś. Tradycyjnie, pociągiem dojechaliśmy do Przemyśla a dalej PKS-em. Nasze liny i butle na nikim nie robiły wrażenia. Trochę mieliśmy pietra gdy autobus zaczął ślizgać się przed Leskiem na oblodzonej szosie, ale bardziej baliśmy się o nasze naładowane do 200 butle. Nocowaliśmy w czynnym ośrodku, w cieple i komfortowych warunkach. To miejsce było strzałem w dziesiątkę  gdyż okazało się, że nastały dwudziestostopniowe mrozy, których w marcu mało kto się spodziewał. Mróz nie przeszkodził nam w nurkowaniu, chociaż widoczność pod wodą nie była rewelacyjna. Dzień  wcześniej zapora zrzuciła sporo wody tak, że lód był pozałamywany a woda zmącona. Mróz był taki, że lina asekuracyjna natychmiast po wyjęciu z wody sztywniała tak, że nie można jej było złamać. W związku z tym, asekuracja należała do ciekawych doświadczeń. Osobiście przeżyłem też ciekawe doświadczenie. Nurkowałem po raz pierwszy w nowym skafandrze firmy Spartan, kupionym za twardą walutę. Okazało się że pianka jest szyta na wylot i  w związku z tym, w pierwszym momencie po zanurzeniu szwy puszczają wodę.  Muszę przyznać jest to mocne wrażenie. No, ale gdy ma się tak ładną piankę, za taką cenę, przywiezioną z tak daleka, nie można narzekać.