Zatoka Gdańska 1978-1989

Nasz klub działał w Harcerskim Ośrodku Wodnym. Z racji działalności w sferze wodniackiej mieliśmy ułatwiony dostęp do Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni. Pomysł żeby zainteresować nurkowaniem komendanta CWM wyszedł jakoś sam z siebie, gdzieś w roku 1978. W efekcie, przynajmniej raz w roku organizowaliśmy rejsy nurkowe po Zatoce Gdańskiej. Na początku pływaliśmy s/y  Zamonit – pięknym jachcie typu Vega. Naszym kapitanem był Dziubas, więc z pływaniem nie mieliśmy kłopotu. Nie trzeba było mieć specjalnych papierów żeby pływać po Zatoce Gdańskiej, nie wolno było tylko przekraczać linii Hel-Górki. Musiał być kapitan z uprawnieniami i trzech oficerów z patentami. Wszyscy musieli mieć karty pływackie, które bosman na główkach portu w Gdyni sumiennie sprawdzał i nie honorował książeczek nurka – „mają być karty pływackie, bo nie wypuszczę z portu i koniec”.

Zatoka to nie pełne morze, ale pływanie po niej to była dla nas namiastka wolności. Bardzo ceniliśmy sobie te rejsy. Nurkowaliśmy gdzie się dało a na Zamonicie bardziej gdzie nas przywiało, bo jacht nie miał napędu. Ceniliśmy sobie wrak Loreley, baseny portowe w Gdyni i Jastarni, ale najbardziej lubiliśmy starą torpedownię. Do nurkowania było to fantastyczne miejsce, trochę gorzej było z kotwiczeniem, gdyż wokoło walało się sporo żelastwa i torped. Torpedy były też w kręgu naszych podwodnych zainteresowań. Znajdowaliśmy je nie tylko w tym miejscu, ale w całym pasie strzelań próbnych. Szukaliśmy w torpedach żyroskopów, jeśli udało się do nich dostać. Widziałem raz pod wodą jak jeden z członków naszej wyprawy usiłował zdemontować torpedę, z braku narzędzi zdjął z siebie swój dwubutlowy zestaw i nim, jak młotkiem, walił w kadłub torpedy. Nie pamiętam czy mu się to udało, gdyż wolałem się oddalić. Niby torpedy były ćwiczebne, ale…czy to wiadomo do końca?

 

Stan wojenny zabrał nam Dziubasa, lecz nie zrezygnowaliśmy z rejsów po zatoce. Po prostu doszedł nam nowy element organizacyjny – znalezienie kapitana. Czasem, dosłownie znajdowaliśmy kapitana z „łapanki” z kei. W 1981 Harcerski Ośrodek Wodny stał się armatorem jachtu typu Conrad 1420 „Warszawska Nike”. To była zupełnie nowa jakość pod każdym względem. Jacht luksusowy, z którego byliśmy dumni. Łatwiej było nam zabukować terminy rejsów i zdarzało się, że dwa razy w sezonie wychodziliśmy w morze. Później, Warszawska Nike zaczęła pływać na szerszych wodach i załapać się nam na Zatokę było trudniej, ale za to udało się obsadzić jeden rejs na Morzu Śródziemnym.